czwartek, 20 grudnia 2012

Mariusz Zielke, Wyrok
Wydawnictwo Czarna Owca, 2012



Kiedy autor bądź wydawnictwo zamieszczają w słowie wstępnym informację o przypadkowej zbieżności osób i wydarzeń pomieszczonych w dziele literackim z faktycznie istniejącymi, można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że taka do końca przypadkowa to ona nie jest. Czytając „Wyrok” Mariusza Zielke doświadczałem przyjemności na kilku płaszczyznach. Zarówno osoba autora, jak i fakty, stanowiące tło snutej przezeń intrygi nie były mi wcześniej obce. Od jakiegoś już bowiem czasu głośno było w moim środowisku (szeroko rozumiana branża finansowa) o osobliwościach związanych z pewnym krakowskim domem maklerskim. Stosownych informacji, prócz rozmów z osobami z branży, dostarczał też pan Zielke na łamach Pulsu Biznesu. Nie trzeba zresztą większego wysiłku, by na portalu tegoż periodyku odnaleźć jego teksty sprzed kilku lat, traktujące o tej sprawie. Znakomitym źródłem informacji jest zresztą elektroniczna Niezależna Gazeta Internatowa, której rzeczony dziennikarz jest autorem. Niestety nie udało mi się zdobyć pierwszego wydania „Wyroku”, które autor wydał własnym sumptem, tym bardziej więc ucieszyła mnie inicjatywa wydawnictwa pana Santorskiego, by rzecz uczynić bardziej dostępną. Wróćmy jednak do przyjemności płynącej z lektury tekstu. Znając kulisy opisywanych wydarzeń, z przyjemnością odnajdywałem je w zgrabnej narracji, do złudzenia kojarzącej się z trylogią Larssona. Tak na marginesie, życiowe perypetie naszego autora bardzo przypominają te, które były udziałem bohatera „Millenium”. Mamy więc dziennikarza śledczego walczącego z wszechpotężnymi mackami finansowych rekinów, skorumpowanymi urzędnikami i mediami, które niezależne i niepokorne są tylko intencjonalnie. Ma oczywiście paru sprzymierzeńców, w tym charakterną panią mecenas i uczciwych (cóż, ktoś musi potwierdzać regułę) finansistów. W tym miejscu należy podkreślić, że każda z postaci została świetnie skreślona, także te, pozornie tylko, drugoplanowe. Nie ma tu mowy o, ciosanych grubą kreską, typowych charakterach lawinowo ostatnio powstających powieści kryminalnych. Rys każdej z postaci „Wyroku” jest na tyle pogłębiony psychologicznie i opatrzony unikatowymi cechami oraz językiem, że tworzą razem galerię naprawdę wyrazistych i wiarygodnych osobowości. Sam styl narracji cechuje się sporą przeźroczystością, Zielke nie epatuje stylistycznymi sztuczkami, przymiotnikami czy wielokrotnie złożonymi zdaniami. Prostota wypowiedzi rekompensowana jest jednak stosowną dla gatunku wielowątkową akcją, z nieodzownymi całkiem zaskakującymi, jej zwrotami, okraszonymi paroma interesującymi retrospekcjami. „Wyrok” będzie więc emocjonującą rozrywką także dla tych, dla których świat finansów jest trochę z innej planety. Lekturę można rekomendować więc każdemu, kto od prozy kryminalnej oczekuje trzymającej w napięciu historii, z wyrazistymi postaciami, z którymi nie trudno się zidentyfikować oraz osadzenia w konkretnych realiach. W prozie Zielke konkret uzyskuje wymiar bardzo uniwersalny, uczciwa jednostka zawsze była i będzie łatwym łupem dla skorumpowanych, majętnych i potężnych układów. Historia bohatera „Wyroku” pokazuje, że nie zawsze jednak i nie całkowicie musi być skazana na porażkę. Napisanie tej książki było pewnie dla autora swoistym katharsis, czymś takim może być też dla czytelnika. Zwłaszcza dla tego, który choć trochę otarł się o to bagno, z jakim mierzyć się musiał kolejny w panteonie „ostatnich sprawiedliwych”.

czwartek, 22 listopada 2012

Istne cacuszko

Puszka-cacuszko, Lech Janerka, Tomasz Broda
Wydawnictwo Format



Docelowo dla najmłodszych, ale trafiła w moje ręcę jeszcze zanim tatą zostałem i w zachwyt wprawiła. Nie jestem specjalnie fanem twórczości pana Janerki(choć niektóre jego rzeczy bardzo lubię i cenię), za to pana Brodę wielbię od czasu jego występów w programie "wieczór z wampirem", w którym na swojej twarzy wyczarowywał z gałganków, pończoch i sznurków facjaty znanych person. W tej książeczce talent obu panów zachwycił nie tylko mnie, ale i córeczkę oraz znajomych. W jednym z tekstów pojawia się tytułowa puszka-cacuszko w kontekście hamletowskiego być albo nie być z ilustracją małpki z czaszką małpiego Yoricka pod pachą. Tak właśnie odbieram całość. Czaszki czytelników to takie właśnie puszki-cacuszki, w których pojawiać się będą naprawdę przecudne wizje podczas radosnego obcowania z tym malarsko literackim cudeńkiem. Słowem - istne cacuszko.

Mała Księżniczka niczym Super Niania

Gdzie jest mój nocnik, Tony Ross
Wydawca: Firma Księgarska Jacek Olesiejuk


Zobacz tatusiu, usłyszałem z ust mojej dwuletniej córci i zobaczyłem, jak wbiega do kuchni z nocnikiem wypełnionym widomą zawartością. O, brawo, wykrzyknąłem, a kto to zrobił? "Dzięcińczka", odpowiedziała córcia, co miało zapewne oznaczać, że księżniczka. A która księżniczka? - nie dawałem za wygraną. Karolcia! - spointował mała i z zadowoleniem wręczyła mi nocnik. Przyznaję się bez bicia, że z premedytacją podsunąłem jej tę świetnie napisaną i narysowaną pozycję Tony Rossa. Kartkowaliśmy ją wiele razy, komentując każdy obrazek i dorabiając do zaprezentowanej historyjki o perypetiach Małej Księżniczki z nocnikiem nowe fakty i sensy. Co ważne bowiem, estetyka rysunków autora trafia także w gusta rodzica, co nie jest niestety częste we współczesnych wydawnictwach dedykowanych milusińskim. Książka ma twardą oprawę, a nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego jest to istotne, w środku zaś kredowy papier. Cała seria godna jest polecenia. Elementy edukacyjne przemycone są w mało nachalny sposób, są jednak wyraźne i jak się okazuje oddziaływają znakomicie. Moim zdaniem znacznie to lepsze, niż zaopatrywanie się w specjalistyczne poradniki. Po raz kolejny sprawdza się stara prawda, że najskuteczniejsza jest nauka przez zabawę, a czy rodzic potrafił się będzie bawić z dzieckiem podczas lektury książki, pozostawiam już ocenie zainteresowanych. Gwarantuję, że w przypadku tej książeczki zabawa będzie przednia.

środa, 21 listopada 2012

Krótki kurs filozofii energii sukcesu

Bożena Figarska, Seksualność sukcesu i pieniędzy



Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, pewnie chodzi o pieniądze. Albo o seks. Te dwa tematy od wieków elektryzują i jednocześnie stanowią tabu. Bożena Figarska, autorka książki „Seksualność sukcesu i pieniędzy”, bierze je na warsztat i poddaje wnikliwej analizie. Adresat określony jest bardzo konkretnie. „Sięgnęłaś po tę książkę, pisze we wstępie autorka, ponieważ nie jesteś zadowolona z tego co masz, dokuczają ci stresy związane z niedostatkiem pieniędzy. Wiesz, widzisz i czujesz, że możesz żyć inaczej, możesz prowadzić życie na o wiele wyższym poziomie, na który w pełni zasługujesz. Jesteś gotowa na zmiany.” Ostatnie zdanie nie kończy się pytajnikiem nie bez przyczyny. Sukces może odnieść tylko osoba całkowicie zdeterminowana, z jasno określonym celem. Nie może być półśrodków, gdybania, wątpienia i zadawania sobie pytań: czy dam radę, czy to dla mnie? Dam radę, jestem gotowa na zmiany. Zdanie twierdzące, pełne siły, bijące optymizmem.  Figarska wie co mówi, jest bowiem psychoterapeutką, specjalistką od hipnozy. Jej książka, którą sama skromnie określa mianem opracowania, ma inspirować do nadzwyczajnego życia. Wykraczającego ponad przeciętność. Autorka jest praktykiem, daje więc wyłącznie praktyczne rady. Nie mamy zatem do czynienia z kolejnym klonem amerykańskiego „smiling style” na siłę wtłaczanego w naszą  rzeczywistość. Sięgając po tę pozycję, otrzymujemy narzędzie, drogowskaz, który z ciemnej doliny wyprowadzi nas na słoneczny szczyt. Pod warunkiem, że się jej poddamy, ulegniemy jej hipnotycznej sile i faktycznie coś zmienimy. Fakt, że autorka jest kobietą, która osiągnęła sukces dzięki podejściu do pieniędzy, które szczegółowo opisuje w tej publikacji, nie jest też bez znaczenia. Między wierszami rozprawia się ze stereotypem, że pieniądze to męska rzecz. Kobiety przecież znakomicie radzą sobie z prowadzeniem firm, są często kapitalnymi liderkami, mają ciekawe koncepcje. „Proszę więc, apeluje Figarska we wstępie, nie zasłaniajcie się, Panie, swą, rzekomo kobiecą ułomnością w kwestii finansów, bo i w tej dziedzinie jesteście doskonałe.”
„Seksualność sukcesu i pieniędzy” podzielona jest na trzy części. Jak dobrze zaplanowane seminarium. W pierwszej razem z autorką przygotowujemy sobie grunt do działania. Uczymy się, jak zmienić swoje błędne dotąd myślenie, jak wytyczać sobie racjonalne cele, jak unikać pułapek. Wizualizujemy sobie swoją własną świetlaną przyszłość. Kolejnym krokiem są zajęcia praktyczne. Drugi rozdział ukierunkowuje nas na działanie, poznajemy cechy człowieka sukcesu i uczymy się, jak je rozwijać i doskonalić. To, że tkwią głęboko w nas ukryte stanie się dla nas jasne, gdy z uwagą przebrniemy przez rozdział pierwszy. Książkę kończy krótki kurs filozofii energii sukcesu. Autorka podpiera się w nim koncepcjami Andrieja Lewszyna, rosyjskiego uzdrowiciela, mistrz jogi i reiki, mistrz wschodnich sztuk walki, a także, co zbieżne z zawodem Figarskiej, utalentowanego psychoanalityka, specjalisty w zakresie neurolingwistycznego programowania i hipnozy.
Książka pani doktor (autorka była lekarzem z ponad dwudziestoletnią praktyką psychiatryczną) nie jest oczywiście lekiem na całe zło. Jej lektura ma być przede wszystkim inspiracją. „Urodziłaś się po to, aby zachłysnąć się pięknem życia – czytamy we wstępie - oddychać pełną piersią, w każdej sekundzie cieszyć się urokami natury i zawsze wykorzystywać moc, którą masz w sobie. To Twoje niezaprzeczalne prawo i inspiracja do nadzwyczajnego życia!”

Stereotypom: nie!

Wolfgang Hars, Mężczyźni myślą tylko o jednym, a kobiety za dużo gadają
Wydawnictwo: Videograf II



Ta niewielkich rozmiarów książka, która z powodzeniem zmieści się w kobiecej torebce, może nie być najprzyjemniejszą lekturą dla mężczyzn. Zwłaszcza tych wychowanych w patriarchalnym przekonaniu o wyższości swojej płci nad rodem niewieścim. Z pewnością jednak lektura bestsellera Wolfganga Harsa sprawi ogromną radość umysłom otwartym, nastawionym na rozprawianie się ze stereotypami. Bo właśnie o walkę z uprzedzeniami i przesądami w tej książce chodzi. Autor, dziennikarz „Der Spiegel” zadał sobie ogromny trud, by przestudiować liczne prace z zakresu psychologii, medycyny, filozofii oraz literaturoznawstwa i postawił pod ścianą 104 obiegowe opinie na temat różnic między kobietami a mężczyznami. Zaznaczyć trzeba od razu, że nie mamy tu do czynienia z rozprawą naukową, raczej z ciętą, dowcipnie podaną anegdotą. Książka inspiruje do dalszych poszukiwań, może też być bodźcem do przenicowania swoich wyobrażeń na temat różnic płci. Co ciekawe większość opisanych tu stereotypów, z którymi rozprawia się Hars dotyczy przewagi mężczyzn. Karmieni jesteśmy nimi od wieków i jak polipy obrastają one tkankę naszych umysłów udając przy tym prawdę objawioną. Stwierdzenie „od wieków” nie jest tu jedynie figurą stylistyczną, wiele bowiem z tych „złotych myśli” spłodziły męskie umysły faktycznie u zarania naszych dziejów. Szczególnie aktywni na tym poletku byli ojcowie kościoła tworzący szokujące czasem, jednostronne, by nie powiedzieć prymitywne, dogmaty. Św. Augustyn chociażby, tak, to ten od frazy „kochaj i rób, co chcesz”, twierdził, że miejsce kobiety jest w domu, tak jak miejscem jajników, jest wnętrze kobiecego organizmu. Mężczyzna zaś predestynowany jest do bywania poza domem, ponieważ poza jego ciałem umiejscowiony jest pewien charakterystyczny męski atrybut. Co z tego jednak, jeśli, jak udowodnili to uczeni, inteligencja męskiego potomka, nie jest spuścizną po ojcu. Tę syn może dziedziczyć tylko po matce. Nie pomogą protesty oburzonych mężczyzn, za ten stan rzeczy odpowiadają bowiem chromosomy. Lektura książki niemieckiego autora przypomina głośny przed paru laty bestseller Anne Moir i Davida Jessela „Płeć mózgu”, który starał się jasno pokazać, że mózg kobiety i mężczyzny skonstruowany jest w inny sposób, co powoduje, że reagują oni odmiennie na te same zachowania, zdarzenia, maja inne spostrzeżenia i odczucia, inaczej patrzą na świat. Spojrzeć inaczej nie zawsze jest sprawą łatwą. Czasami trzeba wywrócić do góry nogami cały system wyobrażeń i uprzedzeń z jakimi żyliśmy od dzieciństwa. Książka Harsa uczy, jak stereotypy pokonywać w sposób przyjemny i lekki. Gwarantuję, że już po pierwszej lekturze, bo nie wyobrażam sobie, by nie sięgać do niej częściej, inaczej spojrzymy na swojego partnera. Z większym pobłażaniem podejdziemy do jego słabostek i stereotypowych właśnie zachowań. Nie wątpię też, że wnikliwe czytelniczki odkryją w sobie możliwości, o jakie się nie posądzały, albo zakładały, bo tak im powiedziano, że pewnie zachowania są zarezerwowane jedynie dla mężczyzn. Przytoczę jedną z wielu takich sytuacji. Istnieje stereotyp, że kobiety gorzej od mężczyzn lokują pieniądze, że to mężczyźni inwestują, a kobiety głównie wydają. Okazało się jednak, że w przeprowadzonym przez University of California studium, badającym zachowania giełdowe 35 000 męskich i kobiecych akcjonariuszy, to kobiety były górą. Recepta na sukces w rękach kobiet nie ma w sobie nic z magii, tłumaczy Wolfgang Hars, nie opiera się też na jakichś wyrafinowanych strategiach. Jej prostota jest zdumiewająca i działa według recepty: należy wziąć akcję i zostawić ją możliwie jak najdłużej w giełdowym „piekarniku”, by skruszała. Jako osoba mająca na co dzień do czynienia z rynkiem kapitałowym, mogę tylko potwierdzić. Ta strategia faktycznie działa w dłuższej perspektywie. Czy zatem mężczyźni faktycznie myślą tylko o jednym, a kobiety za dużo gadają? Ta książka odpowie nie tylko na te pytania.