czwartek, 14 listopada 2013

Powieść matrioszka

Pory Roku
Anna Borisowa aka. Boris Akunin

Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2013-06-06



Mimo, iż nazwisko Akunin, nie jest mi obce, jakoś nie po drodze mi było dotychczas z jego twórczością. Może dlatego, że szczególnie nie kręcą mnie pisarze, którzy są akurat trendy, to samo tyczy mody na kryminały czy retro, lub o zgrozo, dwa w jednym. Po „Pory roku” sięgnąłem, nie pamiętam już z jakiej przyczyny, intrygujące jednak wydało mi się rozpoczęcie znajomości z twórcą, od rzeczy, którą postanowił wydać pod pseudonimem. A rzecz jest zjawiskowa. Epicka, bardzo rosyjska w duchu i klimacie, gdy trzeba brutalnie szczera i prostolinijna, innym razem niemal łzawa i rzewna. Zaczyna się kameralnie, gdzieś na francuskiej prowincji,   w luksusowym domu spokojnej starości dla zasłużonych działaczy, czy zwyczajnie majętnych Rosjan.  Znajdziemy tam pysznie odmalowane postaci, niby u schyłku swej egzystencji, ale wciąż wykazujące zaskakującą witalność, jedni ciała, inni umysłu. Rzecz cała jest zresztą także eposem na cześć tej najbardziej tajemniczej części naszego ciała, tkwiącej w czaszce, często płatającej figle, ale potraktowanej z uwagą i znawstwem dającej się czasem okiełznać. Pojawia się też motyw znany tym, którzy zetknęli się z autobiografią Jean-Dominique Bauby „Skafander i motyl”, napisaną, a właściwie wymruganą jedną powieką. Motyw ten znajdzie swoją dramatyczną kulminację w finale historii, wcześniej dane nam będzie zajrzeć na karty książki – pamiętnika, jakie odsłoni przed nami mózg stuletniej, uwięzionej w „skafandrze” bohaterki. Dane nam będzie doświadczyć szaleńczych namiętności, duchowych rad ślepych mędrców, ironii i przewrotności losów ludzkich, a wszystko to na tle najbardziej doniosłych i często wyniszczających epizodów z historii ubiegłego, XX-ego wieku.  Wyniszczających fizycznie i psychicznie, ale nie łamiących ducha, którego tryumf, przyjdzie nam świętować nie raz podczas lektury.  Kiedy zaś ją skończymy, pozostawi nas ona w niepokojącym zawieszeniu, jak w sytuacji, gdy padło zbyt wiele pytań odnośnie problemów, którym mogliśmy sobie nawet nie uświadamiać. Optymiści, dopiszą sobie szczęśliwe zakończenie, gdzie sprawiedliwość i dobro święcą długo wyczekiwane, ale jednak zwycięstwo. Sceptycy i malkontenci, znajdą w finale potwierdzenie swoich opinii o ironii losu, o złośliwym chichocie stwórcy, panu marionetek. To sztuka, tak opowiedzieć wielowątkową historię, by zadowolić każdego, no, może z wyjątkiem tych, którzy oczekują  jasnej i prostej pointy, którzy nad refleksję przedkładają schemat, sztampę i czułostkowe wydmuszki.