wtorek, 7 kwietnia 2015

Z góry widać lepiej


Sławomir Rogowski
Widok z dachu
Rok Wydania: 2014
Wydawca: Muza

- Chciałem pokazać, jak to pokolenie, które dziś ma ponad 50 lat radziło sobie w życiu. To przejście od komunizmu do kapitalizmu nie stało się przecież jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - zdradza autor, na co dzień członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. "Widok z dachu" ukazuje 30 lat życia dwójki bohaterów, od stanu wojennego, który zastał ich w czasach studenckich, aż do współczesności. Tłem dla życiowych zakrętów są zmiany zachodzące w tym czasie w Polsce. Tytułowy dach to oczywiście taras widokowy na szczycie PKiN, a widok, to przede wszystkim południowe rejony prawobrzeżnej Warszawy, czyli barwny i bogaty w niesamowite historie Grochów. Szczególnie okolice ulicy Kickiego ze sławetnym akademikiem, gdzie splatać się będą losy przyjezdnej inteligencji i lokalnej cwaniackiej społeczności. To właśnie losy dwóch przedstawicieli tych społeczności, którzy przewinęli się przez legendarnego Kica, a później zaprzyjaźnili się podczas służby wojskowej stanowią fabularną osnowę tej barwnej epickiej opowieści. Każda z postaci, która przewinie się przez karty powieści, nawet jeśli przyjdzie jej pojawić się tylko w epizodzie, jest świetnie skreślona. Czuć, że autor obdarzył je autentycznymi cechami i losami swoich bliskich i znajomych. To nie jest historia wydumana, zbudowana z klisz i fabularnych trików. To kawał żywej, zbeletryzowanej historii naszego kraju w autentycznych dekoracjach Grochowa i centrum stolicy. Historii wciąż żywej, wciąż dziejącej się z ciągle obecnymi w niej bohaterami, którzy urodzili się w końcówce lat pięćdziesiątych. „Widok z dachu” z powodzeniem mógłby trafić do kanonu lektur szkolnych. Byłby to kapitalny materiał do dyskusji na lekcjach literatury i historii, zwłaszcza, że nie mamy do czynienia z utworem tendencyjnym, pisanym na zamówienie którejś z frakcji politycznych, ale uczciwym, pamiętnikarskim zapisem perypetii autentycznych postaci.
To książka o nas samych – komentuje urodzony w 1954 roku Władysław Frasyniuk, bezpretensjonalny, znany z ciętego języka polityk, przedsiębiorca, działacz opozycji w PRL – pisana nie na klęczkach, nie stawiająca nikomu pomników z brązu. Jest w niej wszystko: PRL-owska młodość, ćwiara, gitara i koleżanka z ZMS-u, saksy, tyrka u Niemca, nasz pokręcony wsad w proces wolności. Jest sukces i porażka. Można powiedzieć jest dobrze… ale do dupy. Wygrani, przegrani, z lewa i prawa, śmiech przez łzy, emocje pokolenia opowiedziane z dużą odwagą, a przez to prawdziwie.”
Rogowskiemu udaje się przedstawić ważne historyczne momenty w kapitalnych niesamowicie fotogenicznych mementach. Poza tym wiele z faktów, które młodsze pokolenie zna z kart podręczników, mamy sposobność poznać niejako od kuchni i u źródła. Chociażby kapitalny motyw przygotowywania sławetnego legendarnego już właściwie okrągłego stołu, którego jeden z elementów odnaleziony zostanie w dość osobliwych okolicznościach w pierwszej dekadzie XXI wieku. Świetnie oddany jest klimat konfliktu w Iraku, w którym biorą udział nasze wojska. Autor tworzy tu wymowną paralelę do sytuacji w której rekruci czasów stanu wojennego reprezentowali niby swój kraj, a tak naprawdę występowali przeciwko swoim ziomkom. Groteskowy epizod z trumną z rzekomymi zwłokami syna jednego z bohaterów „Widoku” mówi więcej o istocie naszej roli w konflikcie irackim, niż kilkadziesiąt fachowych rozpraw na ten temat. Tak zresztą jest z większością faktów historycznych, z których utkana jest opowieść o tragikomicznych losach Jurka i Tolka. Bohaterów nie z marmuru, żelaza, ale z krwi i kości, z Grochowa, który, czasem niczym w sławetnym utworze Muńka Staszczyka, „budzi się z przepicia. „To kultowa książka! Poryczałem się…” – głosi z okładki „Widoku z dachu” cytat z frontmana T.Love