Od A do Z
Ilustracje: Bohdan Wróblewski
Rok Wydania: 2016
ISBN: 978-83-65341-19-8
Wydawca: Dwie Siostry
„A było Atletą,
ciężary nosiło
B było Brzuchate, bo tak się roztyło
C było Cieniutkie – trzy ćwierci do śmierci
D było Dentystą, co w zębach nam wierci.”
B było Brzuchate, bo tak się roztyło
C było Cieniutkie – trzy ćwierci do śmierci
D było Dentystą, co w zębach nam wierci.”
Ta niewielkich rozmiarów książeczka powstała ponad pół wieku
temu jako pomoc dydaktyczna dla milusińskich stawiających pierwsze kroki w
nauce alfabetu. Wznowiona teraz przez wydawnictwo „Dwie Siostry” spełniać może swoją
edukacyjną rolę w jeszcze większym stopniu, niż w 1959 roku. Pouczająca jest
bowiem nie tylko w warstwie leksykalnej, ale także historycznej oraz
plastycznej. Przy obecnej modzie na tematy retro, może szczególnie trafić na
podatny grunt i zadowolić nie tylko współczesnych najmłodszych czytelników, ale
także ich rodziców i dziadków. Dla tych pierwszych będzie to kapitalna nauka
alfabetu połączona z edukacją estetyczną. Ilustracje Bohdana Wróblewskiego są przecież tak niesamowicie wymowne i wysmakowane, że powinny silnie oddziaływać na
umysły młodych odbiorców. Ot chociażby dentysta (jak D) wkomponowany w kształt
litry razem z młodocianym pacjentem i swoim złowieszczym sprzętem, czy też pan
sprzedawca (jak S) wygięty w finezyjnej pozie podczas odmierzania z aptekarską
dokładnością towaru na szalkach charakterystycznej dla czasów PRL-u wagi sklepowej. Warto
w tym miejscu nadmienić, że Wróblewski, uznany grafik i ilustrator, był uczniem
innego wielkiego mistrza, znanego między innymi z cudownych ilustracji do
utworów dla najmłodszych czyli Jana Marcina Szancera. Starsi czytelnicy mogą
pamiętać jego rysunki z czasopism takich jak Szpilki czy Przekrój oraz
Świerszczyk i Płomyczek. Ów duch i klimat końca lat pięćdziesiątych został
pięknie zaklęty w ilustracjach do tekstu Minkiewicza.
Wrócić nam więc trzeba do
wspomnianej na wstępie lekcji historii, którą serwuje nam pośrednio owo wznowienie
dzieła obu artystów. Mamy tu bowiem wspomnienie gier i zabaw, których oddawały
się kiedyś dzieci, a które przetrwały chyba tylko w przekazach historycznych.
„E często w Entliczek-Pentliczek grywało…” – chodzi zapewne o rodzaj wyliczanki,
której celem było wskazanie, kto jaką rolę będzie pełnił w zabawie. „O było
okrągłe (to w druku widzimy)…” i faktycznie skojarzenie z drukiem pojawia się w
czapce zrobionej z gazety, którą nosi chłopiec popychający toczącą się obręcz
pogrzebaczem. Ilustracja ta odwołuje się ewidentnie do toczenia koła, czyli gry
polegającej na umiejętnym toczeniu obręczy po podłożu (chodnik, plac) przy użyciu
kija lub metalowego pręta, np. pogrzebacza. Urządzano wyścigi na czas lub
konkursy najdłuższego toczenia. Zabawa ta była szczególnie popularna w okresie
międzywojennym. Nie wymagała dużych nakładów finansowych, a co ciekawe pierwsze
przekazy o tego rodzaju poczynaniach pochodzą ze Starożytnej Grecji.
Wspomniany pogrzebacz odszedł do lamusa wraz z piecami kaflowymi, podobnie zresztą jak sformułowania w rodzaju „trzy ćwierci do śmierci”, „czubić się” czy „nie lada sztuka”. Ktoś powie, że to niepotrzebne archaizmy, że nikt już dzisiaj tak nie mówi i po co dzieciom przekazywać tak niefunkcjonalne informacje. Owszem, tłumaczenie tego wszystkiego będzie dodatkowym wyzwaniem dla dorosłego, który sięgnie po tę pozycję, by obcować z nią wraz ze swoją pociechą. Po pierwsze jednak będzie mógł wzbogacić wiedzę dziecka bardziej, niż gdyby korzystał ze współczesnych tekstów - często jednak uboższych językowo, nie tak barwnych i wyszukanych graficznie - po wtóre samemu sobie ograniczy przyjemność obcowania z dziełem wyjątkowo dopracowanym pod każdym względem.
Wspomniany pogrzebacz odszedł do lamusa wraz z piecami kaflowymi, podobnie zresztą jak sformułowania w rodzaju „trzy ćwierci do śmierci”, „czubić się” czy „nie lada sztuka”. Ktoś powie, że to niepotrzebne archaizmy, że nikt już dzisiaj tak nie mówi i po co dzieciom przekazywać tak niefunkcjonalne informacje. Owszem, tłumaczenie tego wszystkiego będzie dodatkowym wyzwaniem dla dorosłego, który sięgnie po tę pozycję, by obcować z nią wraz ze swoją pociechą. Po pierwsze jednak będzie mógł wzbogacić wiedzę dziecka bardziej, niż gdyby korzystał ze współczesnych tekstów - często jednak uboższych językowo, nie tak barwnych i wyszukanych graficznie - po wtóre samemu sobie ograniczy przyjemność obcowania z dziełem wyjątkowo dopracowanym pod każdym względem.
Wydawnictwo „Dwie Siostry” zatroszczyło się także o to, by
wznowienie tej książeczki było przyjazne dla najmłodszego czytelnika
(zaokrąglona kanty) i posiadało twarde kartonowe stronice, wyjątkowo odporne na
atak zachwyconego adepta nauki czytania.