Sprawa Niny Frank
Katarzyna Bonda
Wydawnictwo: Videograf II
Data premiery: 2007-11-09
Katarzyna Bonda
Wydawnictwo: Videograf II
Data premiery: 2007-11-09
Pochłaniacz
Katarzyna Bonda
Wydawnictwo: MUZA S.A.
Data premiery: 2014-05-21
Katarzyna Bonda
Wydawnictwo: MUZA S.A.
Data premiery: 2014-05-21
Kryminały czytuję, choć jakimś maniakalnym ich entuzjastą nie jestem i nigdy szczególnie nie
kręciły mnie zagadki w rodzaju „kto zabił”. Jeśli jednak już pojawiał się trup,
czy to w literaturze, czy na ekranie, nie miałem oczywiście nic przeciwko, pod
warunkiem, że zaserwowano mi go na przystawkę, a z ciekawej, niejednoznacznej
historii czyniono dane główne. Pewnie więc dlatego szczególne upodobanie
znalazłem w lekturze dwóch (na razie, co muszę podkreślić) powieści Katarzyny Bondy, które dane mi było przeczytać. W oczekiwaniu na zamówioną w internetowym
sklepie najnowszą książkę Bondy, sięgnąłem na półkę po jej debiut, wydaną w
2006 „Sprawę Niny Frank.” Wybornie było odświeżyć sobie tę kapitalną i unikatową
rzecz. Nie jest to bowiem, jak można mniemać, typowy kryminał. Nie o pogoń za
zbrodniarzem tu jedynie idzie, ale o poszukiwanie siebie. Kiedy w
prowincjonalnym miasteczku ginie w brutalny sposób znana ze srebrnego ekranu
aktoreczka, do scenę wchodzi Hubert Meyer. Niczym Agent Cooper próbuje
rozwikłać zagadkę śmierci i życia mielnickiej Laury Palmer. Teraz, gdy raz
jeszcze zanurzyłem się w gęstej, głęboko osadzonej w rzeczywistości,
naznaczonej jednak nutką mistycyzmu, narracji Bondy, skojarzenia z Twin Peaks,
które gdzieś tam kołatały mi się z tyłu głowy, gdy próbowałem przypomnieć sobie
wrażenia z pierwszej lektury „Sprawy”, powróciły i umocniły się nawet. Być może
„Pochłaniacz”, najnowsza książka z profilerem w roli głównej, wzmógł to wrażenie. Dzieło Lyncha ma bowiem tę natrętną nieoczywistość,
nieprzystawalność do schematu i kanonu, jak owe dwie książki Katarzyny Bondy. „Pochłaniaczowi”
bliżej do literatury obyczajowej, niż do klasycznego kryminału, a może właśnie
tak powinno pisać się kanoniczne powieści z trupem w tle? Rzecz do oceny dla
znawców i sympatyków gatunku. Faktem jest, że ta historia wciąga i momentami
przeraża nawet, dzięki temu, że dzieje się między zwykłymi ludźmi. Z krwi i
kości, żądnych sławy, pieniędzy, mściwych, pamiętliwych, ale też nieoczywistych i
trudnych do sklasyfikowania. To nie są topornie naszkicowane typy osobowościowe
snujące się po protezach rzeczywistości jakie zapełniają karty czytanek
pseudopisarek celebrytek. Jeśli zatem tak jak ja omijasz szerokim łukiem regały
z nowościami w sieciowych księgarniach, zazwyczaj oblepionych wypocinami i tanią
filozofią wojowniczek światła znad rozlewiska czy innej chatki pod chabrami,
nie pozwól sobie na zignorowanie twórczości Katarzyny Bondy. Twórczości tej
blisko do skandynawskich ponuraków w prochowcach ociekających krwią, można ją
też z powodzeniem postawić na półce z dobrą obyczajową literaturą współczesną z zacięciem reportażowym. Ta wspomniana skandynawska bliskość
gatunkowa objawia się głównie w poszukiwaniu źródeł bieżących niegodziwości bohaterów
w odmętach przeszłości. Ich młodość przypadła na ciekawe wczesne lata 90’ w naszym przechodzącym
burzliwy proces transformacji ustrojowej i obyczajowej kraju. Dostajemy
ciekawie zarysowany proces tworzenia się grup przestępczych na wybrzeżu i
efekty ich działalności obecnie, jak chociażby wątek zbójeckiej instytucji
para-bankowej do złudzenia przypominającej niesławny Amber Gold. Nade wszystko
jednak błyszczy w „Pochłaniaczu” profilerka o wdzięcznym imieniu Sasza i z
równie pokręconym życiorysem, jak jej kolega po fachu z debiutu Bondy. Bez
trudu można wyobrazić sobie jak bardzo będzie iskrzyć w sytuacji, gdy do
klasycznej polskiej ekipy policyjnych sfrustrowanych wyjadaczy dokooptujemy
specjalistę posługującego się przede wszystkim intelektem i znajomością
psychologii, który na bazie śladów pozostawionych na miejscu zbrodni będzie w
stanie stworzyć przekonujący profil psychologiczny zbrodniarza. Tak było przy
sprawie Niny Frank, tak jest i w sprawie dziwnego zabójstwa w szemranym klubie
muzycznym. Przyjemność z obcowania z twórczością Bondy jest tym większa, że
chociaż znajdujemy spełnienie w finale „Pochłaniacza”, cieszy nas przede
wszystkim samo delektowania się narracją tej skrupulatnie zbudowanej historii,
rzuconej na tło wykreowane z reporterskim wręcz zacięciem. Co także ważne, możemy już
ostrzyć zęby na kolejne, rozpisane w sumie na cztery tomy, perypetie rudej profilerki.