Minuta ciszy.
Przekład: Maria Skalsk
Rok Wydania: 2016
ISBN: 978-83-65223-41-8
Wydawca: Dobra Literatura
Czym jest zwyczajowa „minuta ciszy” nie trzeba chyba nikomu
wyjaśniać. Tradycja nakazuje, by uczcić nią pamięć tych, którzy odeszli. To w
jaki sposób ją celebrujemy nie jest jednak w żaden sposób zdefiniowane i
narzucone. Możemy pogrążyć się podczas tej symbolicznej chwili w nic nieznaczącej
zadumie, niekoniecznie związanej z osobą, której rzeczona minuta jest
poświęcona albo skupić się na wspominaniu tego, kogo fizycznie nie ma już wśród
nas. Można też pozwolić sobie na rodzaj mieszanki obu tych metod i zezwolić
myślom na swobodny dryf wokół zdarzeń, które czasem nawet bardzo luźno, ale
jednak związane były ze wspomnianym Nieobecnym. Będzie on więc nie tylko obiektem
naszych rozmyślań, ale też rodzajem katalizatora do przemyśleń szerszego
kalibru. Może być też jednym i drugim, jak w powieści Lenza Siegfrieda
zatytułowanej „Minuta ciszy” właśnie.
Tytułowa minuta wybrzmiewa już od pierwszych zdań powieści,
a towarzyszy jej końcowy fragment Pasji
według św. Mateusza Jana Sebastiana Bacha w wykonaniu chóru szkolnego
gimnazjum w małej nadmorskiej nieco odrealnionej miejscowości, której próżno
szukać na mapie. Nieobecną owej ceremonii jest nauczycielka angielskiego Stella,
narratorem zaś, który odsłoni przed czytelnikiem strumień myśli i uczuć
przewalający się niczym fale przyboju przez jego umysł, będzie jeden z jej
uczniów Christian.
„Wpatrywałem się w jej
twarz, nigdy wcześniej nie doznałem tak przemożnego uczucia straty; przedziwne
uczucie, bo przedtem nie uświadamiałem sobie, że mam to, co utraciłem”
Tak, pani Stella Petersem była dla 18-letniego, wchodzącego
w okres dojrzałości Christiana, kimś więcej, niż tylko lektorką obcego języka.
Była nauczycielką w pełnym tego słowa znaczeniu, przewodniczką nie tylko po
świecie literatury, poprzez którą próbowała objaśniać świat, ale także w sferze
uczuć. Zawiedzie się jednak ten, kto spodziewał się będzie po tej opowieści
kolejnego przyprawionego nutą niezdrowej perwersji utworu o wyświechtanej
zakazanej miłości. Wydawałoby się, że to sztampowa historia, opowiedziana jest
jednak w sposób tak subtelny, wyważony i perfekcyjnie skonstruowany, że chłonie
się ją w niekłamanym zachwycie i napięciu charakterystycznym dla tematów nowych
i nieoczywistych.
Ta niewielkich w sumie rozmiarów powiastka, nowela
właściwie, bo licząca sobie ledwie sto kilkadziesiąt stron, kumuluje w sobie
niesamowicie rozległy diapazon emocji, jakich doświadcza każdy młody wrażliwy
człowiek przechodzący emocjonalną i erotyczną inicjację. Kapitalne operowanie
niedomówieniami, metaforami i nastrojem zdradza rękę mistrza, bo faktycznie
mamy do czynienia z jednym ze współczesnych, „niemieckich klasyków”, 82-letnim,
stałym gościem list bestsellerów naszych zachodnich sąsiadów, u nas stosunkowo
mało znanym.
A szkoda, bo mało kto potrafi tak opowiadać o wydawałoby się
znajomych każdemu sprawach. Mało kto potrafi pokazać złożoność owego
niezwykłego stanu, kiedy coś, co właśnie się rodzi, zostaje stłumione w
zarodku, ale w jakiś osobliwy sposób nie odchodzi w niepamięć, ale zyskuje
wieczne trwanie. Nie do końca przetrawione, nie zużyte, nie mające szansy, by
się znudzić i spowszednieć, po wsze czasy idealne. Takie, jakie chciałoby się,
by trwało, gdy się zaczyna, gdy snuje się plany i z nadzieją patrzy w
przyszłość, gdy chce się zachłannie uciec z drugą osobą na bezludną wyspę, by
mieć ją tylko dla siebie, na zawsze.
Ta opowieść długo po skończonej lekturze pozostaje jeszcze w
świadomości czytelnika. Każe przyjrzeć się swoim przeżyciom, trafia w to, czego
doświadczyć musi każdy z nas – poczucia straty i próby poradzenia sobie z nią.
Potrzebne nam są takie minuty ciszy. By poukładać sobie w głowie pewne sprawy,
by przeżyć je raz jeszcze, by przeżywać je stale i cieszyć się tym, że nie
przemijają, że żyją w nas mimo upływu czasu i dają nadzieję.
„Minuta ciszy” pozostawia czytelnika w osobliwym rozdarciu.
Z jednej strony szczerze współczuje bohaterowi, żałuje z nim, że nie dane byłe
temu uczuciowi się rozwinąć, że zgasło przedwcześnie, nim dane mu było naprawę
eksplodować, z drugiej zazdrości, że nie doświadczył wygasania namiętności,
przykrej konfrontacji ideałów z bolesną prozą codzienności.
Mocna i wyrazista to książka, ale pozostawiająca sporo
miejsca czytelnikowi, pełna półcieni i niedopowiedzeń. Piękna, mądra i dobrze
napisana.