Anna Borisowa aka. Boris Akunin
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2013-06-06
Mimo, iż
nazwisko Akunin, nie jest mi obce, jakoś nie po drodze mi było dotychczas z
jego twórczością. Może dlatego, że szczególnie nie kręcą mnie pisarze, którzy
są akurat trendy, to samo tyczy mody na kryminały czy retro, lub o zgrozo, dwa
w jednym. Po „Pory roku” sięgnąłem, nie pamiętam już z jakiej przyczyny,
intrygujące jednak wydało mi się rozpoczęcie znajomości z twórcą, od rzeczy,
którą postanowił wydać pod pseudonimem. A rzecz jest zjawiskowa. Epicka, bardzo
rosyjska w duchu i klimacie, gdy trzeba brutalnie szczera i prostolinijna,
innym razem niemal łzawa i rzewna. Zaczyna się kameralnie, gdzieś na francuskiej
prowincji, w luksusowym domu spokojnej starości dla zasłużonych
działaczy, czy zwyczajnie majętnych Rosjan. Znajdziemy tam pysznie odmalowane postaci,
niby u schyłku swej egzystencji, ale wciąż wykazujące zaskakującą witalność,
jedni ciała, inni umysłu. Rzecz cała jest zresztą także eposem na cześć tej
najbardziej tajemniczej części naszego ciała, tkwiącej w czaszce, często
płatającej figle, ale potraktowanej z uwagą i znawstwem dającej się czasem
okiełznać. Pojawia się też motyw znany tym, którzy zetknęli się z autobiografią Jean-Dominique Bauby „Skafander
i motyl”, napisaną, a właściwie wymruganą jedną powieką. Motyw ten znajdzie
swoją dramatyczną kulminację w finale historii, wcześniej dane nam będzie
zajrzeć na karty książki – pamiętnika, jakie odsłoni przed nami mózg
stuletniej, uwięzionej w „skafandrze” bohaterki. Dane nam będzie doświadczyć
szaleńczych namiętności, duchowych rad ślepych mędrców, ironii i przewrotności
losów ludzkich, a wszystko to na tle najbardziej doniosłych i często
wyniszczających epizodów z historii ubiegłego, XX-ego wieku. Wyniszczających fizycznie i psychicznie, ale
nie łamiących ducha, którego tryumf, przyjdzie nam świętować nie raz podczas
lektury. Kiedy zaś ją skończymy,
pozostawi nas ona w niepokojącym zawieszeniu, jak w sytuacji, gdy padło zbyt
wiele pytań odnośnie problemów, którym mogliśmy sobie nawet nie uświadamiać. Optymiści,
dopiszą sobie szczęśliwe zakończenie, gdzie sprawiedliwość i dobro święcą długo
wyczekiwane, ale jednak zwycięstwo. Sceptycy i malkontenci, znajdą w finale
potwierdzenie swoich opinii o ironii losu, o złośliwym chichocie stwórcy, panu
marionetek. To sztuka, tak opowiedzieć wielowątkową historię, by zadowolić
każdego, no, może z wyjątkiem tych, którzy oczekują jasnej i prostej pointy, którzy nad refleksję
przedkładają schemat, sztampę i czułostkowe wydmuszki.