Wydawnictwo Czarna Owca, 2012
Kiedy autor bądź wydawnictwo zamieszczają w
słowie wstępnym informację o przypadkowej zbieżności osób i wydarzeń
pomieszczonych w dziele literackim z faktycznie istniejącymi, można z dużą dozą
prawdopodobieństwa założyć, że taka do końca przypadkowa to ona nie jest.
Czytając „Wyrok” Mariusza Zielke doświadczałem przyjemności na kilku
płaszczyznach. Zarówno osoba autora, jak i fakty, stanowiące tło snutej przezeń
intrygi nie były mi wcześniej obce. Od jakiegoś już bowiem czasu głośno było w
moim środowisku (szeroko rozumiana branża finansowa) o osobliwościach związanych
z pewnym krakowskim domem maklerskim. Stosownych informacji, prócz rozmów z
osobami z branży, dostarczał też pan Zielke na łamach Pulsu Biznesu. Nie trzeba
zresztą większego wysiłku, by na portalu tegoż periodyku odnaleźć jego teksty
sprzed kilku lat, traktujące o tej sprawie. Znakomitym źródłem informacji jest
zresztą elektroniczna Niezależna Gazeta Internatowa, której rzeczony
dziennikarz jest autorem. Niestety nie udało mi się zdobyć pierwszego wydania
„Wyroku”, które autor wydał własnym sumptem, tym bardziej więc ucieszyła mnie
inicjatywa wydawnictwa pana Santorskiego, by rzecz uczynić bardziej dostępną.
Wróćmy jednak do przyjemności płynącej z lektury tekstu. Znając kulisy
opisywanych wydarzeń, z przyjemnością odnajdywałem je w zgrabnej narracji, do
złudzenia kojarzącej się z trylogią Larssona. Tak na marginesie, życiowe
perypetie naszego autora bardzo przypominają te, które były udziałem bohatera
„Millenium”. Mamy więc dziennikarza śledczego walczącego z wszechpotężnymi mackami
finansowych rekinów, skorumpowanymi urzędnikami i mediami, które niezależne i
niepokorne są tylko intencjonalnie. Ma oczywiście paru sprzymierzeńców, w tym
charakterną panią mecenas i uczciwych (cóż, ktoś musi potwierdzać regułę)
finansistów. W tym miejscu należy podkreślić, że każda z postaci została świetnie
skreślona, także te, pozornie tylko, drugoplanowe. Nie ma tu mowy o, ciosanych
grubą kreską, typowych charakterach lawinowo ostatnio powstających powieści
kryminalnych. Rys każdej z postaci „Wyroku” jest na tyle pogłębiony
psychologicznie i opatrzony unikatowymi cechami oraz językiem, że tworzą razem
galerię naprawdę wyrazistych i wiarygodnych osobowości. Sam styl narracji
cechuje się sporą przeźroczystością, Zielke nie epatuje stylistycznymi
sztuczkami, przymiotnikami czy wielokrotnie złożonymi zdaniami. Prostota
wypowiedzi rekompensowana jest jednak stosowną dla gatunku wielowątkową akcją,
z nieodzownymi całkiem zaskakującymi, jej zwrotami, okraszonymi paroma
interesującymi retrospekcjami. „Wyrok” będzie więc emocjonującą rozrywką także
dla tych, dla których świat finansów jest trochę z innej planety. Lekturę można
rekomendować więc każdemu, kto od prozy kryminalnej oczekuje trzymającej w
napięciu historii, z wyrazistymi postaciami, z którymi nie trudno się
zidentyfikować oraz osadzenia w konkretnych realiach. W prozie Zielke konkret
uzyskuje wymiar bardzo uniwersalny, uczciwa jednostka zawsze była i będzie
łatwym łupem dla skorumpowanych, majętnych i potężnych układów. Historia
bohatera „Wyroku” pokazuje, że nie zawsze jednak i nie całkowicie musi być
skazana na porażkę. Napisanie tej książki było pewnie dla autora swoistym
katharsis, czymś takim może być też dla czytelnika. Zwłaszcza dla tego, który
choć trochę otarł się o to bagno, z jakim mierzyć się musiał kolejny w panteonie
„ostatnich sprawiedliwych”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz