Robert Makłowicz
C.k. kuchnia
ilustracje: Andrzej Zaręba
Rok Wydania: 2015
Wydawca: Wysoki Zamek
C.k. kuchnia
ilustracje: Andrzej Zaręba
Rok Wydania: 2015
Wydawca: Wysoki Zamek
Każdy smakosz, ba, przypuszczam,
że każdy, kto lubi dobrze zjeść i poświęca przynajmniej minimum uwagi temu co
zjada, potwierdzi, że równie ważne, jak to czym się posilamy, jest to w jakiej
formie jest to podane. Idealnie jest, gdy oba te warunki dobrego posiłku
występują jednocześnie i arystotelejska zasada decorum realizowana jest w praktyce. Wybaczcie, proszę tę
erudycyjną wstawkę. To wina Makłowacza, jego stylu, jego ekspresji, poczucia
smaku i wiedzy. To, co pisze, jak pisze, o czym opowiada charakteryzuje się tak
soczystą zgodności formy z treścią, że należy tylko przyklasnąć mlaszcząc przy
tym z ukontentowania. Lektura „C. k. kuchni” to uczta bowiem. Dionizyjskie
misterium, bez zawracania sobie głowy kaloriami czy innymi imponderabiliami
czyniącymi z posiłku kolejną proceduralną czynność korporacyjnego szczura.
Makłowicz nie serwuje dań dla szczurów, rachitycznych pudelków, znerwicowanych
bluszczy. U niego stołują się karpie królewskie, bażanty i pełnokrwiste ogiery. Jak sam przyznaje,
gdybyśmy chcieli skonsultować te przepisy z dietetykiem, pewnie zostalibyśmy
spuszczeni ze stołu.
Czymże więc są te przepisy?
Niniejsze wydanie, pierwsze pod szyldem Wysokiego Zamku jest już trzecim z
kolei, wcześniej publikowało je wydawnictwo Znak, a jeszcze wcześniej pojawiały
się cyklicznie w krakowskim dodatku Gazety Wyborczej. Mamy więc do czynienia z
odświeżoną wersją jednej z bardziej popularnych książek Roberta Makłowicza,
kulinarnego publicysty, smakosza, entuzjasty tytułowej c.k. kuchni. Ów skrót,
jak wiadomo, pochodzi od określenia cesarsko-królewski i wywiedziony jest od
tytułu władcy Austro-Węgier, który był cesarzem Austrii i królem Węgier
jednocześnie, panując nad ziemiami od Adriatyku po Karpaty. Kto by jednak
chciał czynić autorowi podszyte ksenofobicznym patriotyzmem wyrzuty o
gloryfikację okupanta i zaborcy powinien dokładnie wczytać się przytaczane
przez niego anegdoty historyczne, by zauważyć, że istotą przekonań Makłowaicza
jest wspólnota ponadnarodowa, coś na kształt kulinarnej unii, która miast
dzielić i sortować oraz wprowadzać sztuczne granice, dąży do zjednoczenia przy
wspólnym stole.
A tematów na tym stole zaprawdę nie zabraknie. Pomieszczono
bowiem w tej publikacji kilkadziesiąt przepisów, które, choć wygrzebane z
zamierzchłej przeszłości, sparzą się z powodzeniem w każdej dzisiejszej kuchni.
Począwszy od sałatek i zup, poprzez potrawy z ryb, drobiu, mięsa, mąki i kasz,
na deserach kończąc. Każdy z przepisów okraszony jest soczystą anegdotą,
historyjką wyczytaną przez autora w zamierzchłych dokumentach i opracowaniach z
lat pięćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Bardziej dociekliwy
czytelnik znajdzie na końcu książki stosowną bibliografię.
Z jednej więc strony można
traktować tę pozycję jako wysublimowaną książkę kucharską, z drugiej jako rzecz
z pogranicza prozy historycznej, której lekturze można oddawać się czysto
rekreacyjnie. Próbowałem tego drugiego sposobu i przyznam szczerze, że nie było
to łatwe i momentami czułem się, jak pewien praski radca opisany w historii ze
sławetnym feldmarszałkiem Radetzkym,
który „po skosztowaniu czegoś bardzo
dobrego wył z zachwytu ładnych parę minut i klepał się z całych sił po brzuchu,
powodując swoim zachowaniem częste i bolesne zadławienia współbiesiadników”.
Otóż zdarzało mi się czytać „C.k. kuchnię” w miejscach publicznych i były
chwile, gdy bez trudu wizualizowałem sobie co smaczniejsze potrawy i zaprawę z
trudem przychodziło mi powstrzymywanie rzeczonych odruchów zachwytu.
Potwierdza to tylko, że omawiane
wznowienie klasycznego już dzieła Roberta Makłowicza z powodzeniem znajdzie
uznanie w oczach także kucharskich analfabetów, teoretyków rozkoszy
podniebienia, ceniących sobie historyczną anegdotę w duchu Haška z kulinariami
w tle.
Warto też podkreślić, że odświeżoną „C.k. kuchnię” dostajemy od Wysokiego Zamku w wydaniu rzec by można
kolekcjonerskim. Twarda oprawa, płócienny grzbiet, wszyta wstążkowa zakładka,
piękne akwarele Andrzeja Zaręby ilustrujące tekst. Cymes, który wglądał będzie dobrze
w biblioteczce każdego bibliofila, być może wykreuje też kolejnego smakosza z
historycznym zacięciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz