Szamo. Wszystko, co wiedziałbyś o piłce nożnej, gdyby cię nie oszukiwano
Tekst: Krzysztof Stanowski
Lektor: Tomasz Sobczak
Wydawca: Biblioteka Akustyczna, 2014
Ta książka może szczególnie spodobać się kobietom, a już
zwłaszcza tym, których partnerzy przejawiają niezdrowe upodobanie do piłki
kopanej. Te spotkania w męskim gronie przed ekranem telewizora, te rozmowy o
finezyjnej grze zespołu, dyskusje o unikatowej strategii trenera i inne dęte
bzdury, które po kolejnym piwku brzmią tym śmieszniej, im bardzie stają się
poważne i doniosłe. Wierzcie, że staną się jeszcze zabawniejsze po lekturze
anegdot Szamowskiego. Zwłaszcza momentów poświęconych polskiej myśli
(przepraszam myślących) szkoleniowej. W atmosferze wymiany dykteryjek podczas
zakrapianego alkoholem grilla, posłuchamy sobie o nie wiem czy bardziej wyluzowanym
czy skorumpowanym trenerze Wójciku, elokwentnym inaczej Janasie, który jednak
atmosferę w klubie potrafił stworzyć przyjazną, wreszcie złotoustym Smudzie,
który piłkarski warsztat zna „od a do o” (być może to właśnie tłumaczy,
dlaczego nasze orły na ostatnim EURO 2012 w pewnym momencie przestawali grać,
jakby nie wiedzieli, że po „o” jest jeszcze kilka liter nie tylko piłkarskiego
elementarza). Będzie też o kilku innych ciekawych personach. Z nich zaś
najbarwniejszą, niemal kreskówkową postacią, nie bez kozery skojarzoną z
Chuckiem Norrisem - przez dowcipy w jego klimacie - jest były reprezentant
Polski, a obecnie szkoleniowiec – Stefan Majewski. Przyznaję, że słuchałem
audiobooka Szamo w miejscach publicznych i właśnie podczas fragmentów z
Majewskim przytrafiły mi się najbardziej chyba spektakularne niekontrolowane
wybuchy śmiechu.
Ta książka ma bawić i bawi faktycznie. Grzegorz Szamotulski,
były bramkarz i reprezentant polski (obecnie szkoleniowiec bramkarzy w Akademii
Piłkarskiej Legii Warszawa i rezerw Legii Warszawa), przede wszystkim jednak
duch towarzystwa i wesołek, opowiada koledze, Krzysztofowi Stanowskiemu,
dziennikarzowi sportowemu, kilka historyjek osadzonych w dobrze spenetrowanym
przez nich środowisku piłkarskim. Nie znaczy to naturalnie, że głównym
konsumentem, odbiorcą i targentem dla tego wydawnictwa ma być kibic -czy będzie
to sympatyk samego Szamo, czy fan którejś z drużyn, w której Szamo bronił
dostępu do bramki. O meczach, ich przebiegu i bramkach, najmniej tutaj akurat
się mówi. „bramki są przereklamowane” jak stwierdza sam bohater, przy okazji
tłumacząc, że z perspektywy kogoś, kto całe spotkanie spędza na
wyczekiwaniu lecącej w jego stronę
piłki, czy nadbiegającego zawodnika przeciwnej drużyny, naprawdę niewiele
widać. Widać, słychać i czuć za to naprawdę wiele gdy już z murawy się zejdzie,
gdy posłucha się i poczuje klimat szatni, gdy da się nam dostęp do sprawozdań z
treningów, obozów szkoleniowych, imprez i tym podobnych eventów, w jakich
udział biorą prości i weseli chłopcy o medialnych statusach gwiazd i bohaterów.
Anegdoty bujnego życia Szamotulskiego i jego footbolowych kompanów przeplatane
są tu i ówdzie próbami nieco głębszych refleksji na temat sportu,
przysłowiowego piłkarskiego pokera i wpływu łatwych i ogromnych pieniędzy na
młode, niepokorne charaktery zawodników, a później szkoleniowców. Obraz jaki
wyłania się z tych przemyśleń naprawdę nie nastraja optymizmem. Większość kadry
trenerskiej opisanej przez Szamo, to zwyczajne miernoty, prymitywni
karierowicze, tępe, często nie potrafiące nawet wysłowić się indywidua, których
myśl trenerską można zawrzeć w znamiennej frazie „jedziemy z frajerami”.
Przede wszystkim jednak, jako się rzekło,
wydawnictwo to jest raczej pozycją rozrywkową, słuch się tego, jak zabawnej
relacji z pobytu na koloniach. W gruncie rzeczy bowiem o czym tu mowa, jak nie
o zabawie, w której kilkunastu chłopa gania za szmacianą gałą, zarabiając przy
tym ogromne pieniądze. Kto oczekuje niewyszukanej rozrywki, nie będzie
zawiedziony, sam nie będąc jakimś szczególnym sympatykiem footballu, bawiłem
się świetnie. Przy okazji też w pełni zrozumiałem, dlaczego drużyny z naszej
ligi wypadają tak żenująco słabo na tle innych lig europejskich. Nie ma co
jednak załamywać rąk, być może mamy fatalnie przygotowanych zawodników i
beznadziejnych szkoleniowców, kabareciarze jednak mogliby się od nich uczyć.