Castorf. Prowokacja dla zasady
Robin Detje
Rok Wydania: 2013
Wydawca: Korporacja Ha!Art
"Kiedy w 1992 roku
Frank Castorf został dyrektorem Volksbuhne Am Rosa-Luxemburg-Platz, rozpoczął
wielkoniemieckie szaleństwo „ja”, po którym historia teatru nadal się nie
otrząsnęła. Już wkrótce na dachu jego teatru stanął niebieski neon z napisem
OST. Równie dobrze mogłoby pojawić się tam słowo: JA. Jak jednak dać do
zrozumienia, że chodzi o „ja ze Wschodu”, które zawsze tęskniło za ucieczką za
mur, by schronić się w ramionach narcystycznego Zachodu, choć nigdy tam nie
dotarło i nigdy nie dotrze.”
Książka Robina Detje Castorf.
Prowokacja dla zasady jest próbą nakreślenia wizji jednego z
najważniejszych współczesnych reżyserów na świecie, czołowej postaci teatru
niemieckiego- Frankowi
Castorfowi. Próbą, ponieważ, jak sam autor stwierdza trochę
kokieteryjnie w posłowiu „życie Castorfa
nie wyglądało i nie wygląda tak, jak je opisałem(…) kto próbuje opisać życie,
musi je z konieczności udramatyzować, czyli zafałszować.” Co do fałszowania można polemizować, pewnie znawcy tematu
mogliby powiedzieć więcej w tej materii, choć nawet laik czuje, że ma do
czynienia z pewnego rodzaju panegirykiem, Castorf jest bezsprzecznie pozytywnym
bohaterem tej błyskotliwie udramatyzowanej historii. Faktem jest jednak, że
czyta się ją świetnie i z pewnością zadowoli każdego czytelnika lubującego się w tekstach biograficznych.
Dostajemy więc klasyczną pozycję z rodzaju jednostka
uwikłana w wielką historię, z którą się kłóci i każdym przejawem swojej
działalności manifestujące swoją odrębność. Nie od dziś wiadomo, że najbardziej
skuteczną manifestacją tego typu jest tytułowa prowokacja. W praktyce, czyli na
deskach teatrów, w których wystawiał swoje spektakle Castorf, objawiało się to
w ten sposób, że biorąc na warsztat klasyczny utwór czy to Szekspira czy
Ibsena, dokonywał na nim symbolicznego gwałtu, wymagał od aktorów histerycznej
ekspresji posuniętej go granic groteskowego szaleństwa. Uwielbiał działać w
sytuacji kryzysowej, namiętnie tworzył napięcia i dysonanse. W młodości
zafascynowany Beatlesami i Stonesami często sięgał po ich utwory w swoich
inscenizacjach, aktorom za wzór scenicznej ekspresji stawiał Jima Morrisona. W
przedmowie Anna Burzyńska przywołuje jeden z wywiadów mistrza, w którym
porównał on swoją reżyserską rolę do działań porywacza, który wskakuje do
lokomotywy dostojnego pociągu imieniem Szekspir lub Lessing, rozkręca zawory
tak, by rozpędzić maszynę do niebezpiecznej prędkości, a następnie wykoleja ją
i wyrusza w nieznane.
Książkę podzielono na dwie części, czasy życia i twórczości
po wschodniej części muru czyli w NRD i trwający do dzisiaj epizod zachodni.
Obie części przedzielone są wkładką ze zdjęciami ze spektakli, które, jak
zauważyła jednak z recenzentek periodyku Teatralia, dzieli je niczym mur
berliński. Ten jakże naturalny podział uwydatnia dodatkowo wyjątkowość
niemieckiego reżysera, który niezależnie od tego, czy tworzy w prowincjonalnym
teatrze w robotniczym miasteczku, czy wystawia w Berlinie dla wyrobionego,
często snobistycznego widza, jest zawsze tym samy Castorfem wzbudzającym tylko
skrajne emocje i tymi emocjami karmiącym swoje ego. Ego, które niczym
Gombrowiczowskie „poniedziałek – ja, wtorek – ja, środa – ja….” eksploduje na
scenie, by przepracować w konwulsjach i wrzasku traumy z dzieciństwa, erotyczne
fascynacje, lęki i pokusy. Wszystko to jednak jest tak blisko widza, także fizycznie,
że nie sposób, by nie zechciał się on identyfikować z kreacją mistrza, by nie
celebrował wspólnie z aktorami kilkugodzinnych misteriów, dla których dzieła
wielkich mistrzów są tylko szkicowym konspektem. „U Castorfa wszystko powinno bawić, więc i tym razem bawiło. Własną
bezradność skierował przeciw inscenizowanemu tekstowi, zaszczepiając w nim
swoją metodę. Aktorzy musieli improwizować.”
Wpływ jaki wywarł i wciąż przecież wywiera Castorf na młodych kolegów także w naszym kraju jest bezsprzeczny. Żaden też niemiecki reżyser nie rozwinął sztuki aktorskiej jak Frank Castorf. Postać to zaiste godna rzeczowej i entuzjastycznej monografii, jaką daje nam Robin Detje, zadowalając tym samym nie tylko zapalonych teatromaniaków.
Wpływ jaki wywarł i wciąż przecież wywiera Castorf na młodych kolegów także w naszym kraju jest bezsprzeczny. Żaden też niemiecki reżyser nie rozwinął sztuki aktorskiej jak Frank Castorf. Postać to zaiste godna rzeczowej i entuzjastycznej monografii, jaką daje nam Robin Detje, zadowalając tym samym nie tylko zapalonych teatromaniaków.
***
Za możliwość zapoznania się z książką dzięki piękne portalowi SZTUKATER.PL
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz