czwartek, 20 listopada 2014

Tematem zawsze jestem ja


Castorf. Prowokacja dla zasady
Robin Detje
Rok Wydania: 2013 
Wydawca: Korporacja Ha!Art

"Kiedy w 1992 roku Frank Castorf został dyrektorem Volksbuhne Am Rosa-Luxemburg-Platz, rozpoczął wielkoniemieckie szaleństwo „ja”, po którym historia teatru nadal się nie otrząsnęła. Już wkrótce na dachu jego teatru stanął niebieski neon z napisem OST. Równie dobrze mogłoby pojawić się tam słowo: JA. Jak jednak dać do zrozumienia, że chodzi o „ja ze Wschodu”, które zawsze tęskniło za ucieczką za mur, by schronić się w ramionach narcystycznego Zachodu, choć nigdy tam nie dotarło i nigdy nie dotrze.”

Książka Robina Detje Castorf. Prowokacja dla zasady jest próbą nakreślenia wizji jednego z najważniejszych współczesnych reżyserów na świecie, czołowej postaci teatru niemieckiego-  Frankowi Castorfowi. Próbą, ponieważ, jak sam autor stwierdza trochę kokieteryjnie w posłowiu „życie Castorfa nie wyglądało i nie wygląda tak, jak je opisałem(…) kto próbuje opisać życie, musi je z konieczności udramatyzować, czyli zafałszować.” Co do fałszowania można polemizować, pewnie znawcy tematu mogliby powiedzieć więcej w tej materii, choć nawet laik czuje, że ma do czynienia z pewnego rodzaju panegirykiem, Castorf jest bezsprzecznie pozytywnym bohaterem tej błyskotliwie udramatyzowanej historii. Faktem jest jednak, że czyta się ją świetnie i z pewnością zadowoli każdego czytelnika  lubującego się w tekstach biograficznych. 

Dostajemy więc klasyczną pozycję z rodzaju jednostka uwikłana w wielką historię, z którą się kłóci i każdym przejawem swojej działalności manifestujące swoją odrębność. Nie od dziś wiadomo, że najbardziej skuteczną manifestacją tego typu jest tytułowa prowokacja. W praktyce, czyli na deskach teatrów, w których wystawiał swoje spektakle Castorf, objawiało się to w ten sposób, że biorąc na warsztat klasyczny utwór czy to Szekspira czy Ibsena, dokonywał na nim symbolicznego gwałtu, wymagał od aktorów histerycznej ekspresji posuniętej go granic groteskowego szaleństwa. Uwielbiał działać w sytuacji kryzysowej, namiętnie tworzył napięcia i dysonanse. W młodości zafascynowany Beatlesami i Stonesami często sięgał po ich utwory w swoich inscenizacjach, aktorom za wzór scenicznej ekspresji stawiał Jima Morrisona. W przedmowie Anna Burzyńska przywołuje jeden z wywiadów mistrza, w którym porównał on swoją reżyserską rolę do działań porywacza, który wskakuje do lokomotywy dostojnego pociągu imieniem Szekspir lub Lessing, rozkręca zawory tak, by rozpędzić maszynę do niebezpiecznej prędkości, a następnie wykoleja ją i wyrusza w nieznane. 

Książkę podzielono na dwie części, czasy życia i twórczości po wschodniej części muru czyli w NRD i trwający do dzisiaj epizod zachodni. Obie części przedzielone są wkładką ze zdjęciami ze spektakli, które, jak zauważyła jednak z recenzentek periodyku Teatralia, dzieli je niczym mur berliński. Ten jakże naturalny podział uwydatnia dodatkowo wyjątkowość niemieckiego reżysera, który niezależnie od tego, czy tworzy w prowincjonalnym teatrze w robotniczym miasteczku, czy wystawia w Berlinie dla wyrobionego, często snobistycznego widza, jest zawsze tym samy Castorfem wzbudzającym tylko skrajne emocje i tymi emocjami karmiącym swoje ego. Ego, które niczym Gombrowiczowskie „poniedziałek – ja, wtorek – ja, środa – ja….” eksploduje na scenie, by przepracować w konwulsjach i wrzasku traumy z dzieciństwa, erotyczne fascynacje, lęki i pokusy. Wszystko to jednak jest tak blisko widza, także fizycznie, że nie sposób, by nie zechciał się on identyfikować z kreacją mistrza, by nie celebrował wspólnie z aktorami kilkugodzinnych misteriów, dla których dzieła wielkich mistrzów są tylko szkicowym konspektem. „U Castorfa wszystko powinno bawić, więc i tym razem bawiło. Własną bezradność skierował przeciw inscenizowanemu tekstowi, zaszczepiając w nim swoją metodę. Aktorzy musieli improwizować.” 

Wpływ jaki wywarł i wciąż przecież wywiera Castorf na młodych kolegów także w naszym kraju jest bezsprzeczny. Żaden też niemiecki reżyser nie rozwinął sztuki aktorskiej jak Frank Castorf. Postać to zaiste godna rzeczowej i entuzjastycznej monografii, jaką daje nam Robin Detje, zadowalając tym samym nie tylko zapalonych teatromaniaków.

***
Za możliwość  zapoznania się z książką dzięki piękne portalowi SZTUKATER.PL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz