sobota, 10 maja 2014

Honor
Elif Shafak

Wydawnictwo Literackie
Data wydania: wrzesień 2013


Zadziwiająca to powieść. Brak w niej negatywnych bohaterów, a mimo to czasem aż iskrzy w relacjach między postaciami, których losy będziemy mogli poznać od przysłowiowej podszewki. Nie ma praktycznie ani jednego klasycznie rozumianego czarnego charakteru. Przynajmniej jeśli chodzi o bohaterów, nawet tych epizodycznych. Złe, czy raczej kierujące na złą drogę, będące przyczynkiem do zachowań powodujących ból i cierpienie są specyficznie rozumiane pojęcia, kodeksy, które z założenia mają wspierać poprawne i zgodne funkcjonowanie gatunku ludzkiego, a w praktyce często odnoszą odwroty skutek. Rzecz pod tytułem „Honor” wstrząsa, niepokoi, wzburza, budzi sprzeciw, zaprasza do konfrontacji z naszym wychowaniem, przekonaniami, systemem wartości i kodeksem zachowań, z tym wszystkim, co wydaj się nam naturalne i uniwersalne. Ma wszystko to, co powoduje, że opowieść wzbudza emocje. Na płaszczyźnie fabularnej śledzimy losy kilku pokoleń tureckich imigrantów na wyspach brytyjskich. Kurdyjskich właściwie, wychowanych i ukształtowanych przez muzułmańskie wartości, ortodoksyjne i surowe, których celem jest bycie zestawem drogowskazów w zepsutym do cna, chaotycznym i pozbawionym sensu świecie nastawionym na konsumpcję, rozpasanie i brak transcendencji reprezentowanym przez cywilizację zachodu. Już niejako z definicji sytuacja ta pachnie konfliktem i konflikt taki dostajemy. Sugeruje go już sam tytuł, budzący uzasadnione skojarzenia z jeszcze innymi wysokimi pojęciami jak Bóg i Ojczyzna. Nie ma siły, by ta trójca nie wzbudzała emocji, nie rozgrzewała i burzyła krwi, nie napędzała wreszcie do działań. Problem jednak z każdym tego typu pojęciem, jest jego zdefiniowanie i osadzenie go we właściwym kontekście. W „Honorze” konfrontują się z nimi zwykli, cudownie narysowani przez Elif Shafak bohaterowie. Autorka rezygnuje z linearnej fabuły, miesza czasy, żongluje historiami kilkunastu postaci, tka swą opowieść pozornie chaotycznie, z wydawałoby się nie pasujących do siebie kawałków. Im bliżej końca jednak, tym bardziej obraz jaki wyłania się spod jej pióra staje się klarowny, zrozumiały i zupełnie inny, niż pierwotnie zdawał się być. To z pewnością jedna z cech dobrej literatury: subtelnie zwodzić czytelnika, podrzucać mu kliszę, by następnie, poprzez powolne, precyzyjne odkrywanie kolejnych niuansów, pokazać cały prawdziwy obraz. Prawdziwy w swej niejednoznaczności i nieprzewidywalności.