Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Trela. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Trela. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 lipca 2014

obrazki z Nebraski, wspominki z Ohio


Obrazki z Nebraski 
Grażyna Trela 
Wydawnictwo: Prószyński S-ka
Data wydania: 2011-09-27 



„A pamiętasz, jak na górce za blokami, robiliśmy ustawki z pegeerowcami i naparzaliśmy się kolbami kukurydzy i łodygami słoneczników, a potem urządzaliśmy wyścig pokoju w kapsle, po trasie wymalowanej na chodnikach kredą zdobytą na placu budowy nowej szkoły?” Tego typu wspominki towarzyszą praktycznie każdemu spotkaniu z przyjaciółmi z lat szkolnych z przełomu lat 70 i 80. Lektura „Obrazków z Nebraski” Grażyny Treli była dla mnie właśnie rodzajem takiego spotkania, wymianą wspomnień o wydarzeniach z nieco już wyblakłej, trochę dziś mitologizowanej krainy dzieciństwa w siermiężnym okresie zwanym PRL-em. Wiele z tych wspomnień się rymowało, wiele, choć pozornie podobnych, przedstawionych zostało z nieco innej perspektywy. Co jednak najważniejsze, sporo z epizodów, jakie przywołuje Trela na kartach powieści, udało się podczas lektury przywołać z wydawałoby się zasypanych bezpowrotnie ciemnych piwnic umysłu. Tytułowe obrazki to bowiem seria flashbacków, przebłysków pamięci wywołanych porządkowaniem starych szpargałów. Każdy z nas doświadczył pewnie tego rodzaju iluminacji natrafiając przypadkiem na swój pamiętnik ze szkoły podstawowej, jakiś liścik miłosny, naiwnie wzruszający, fotografię czy pamiątkę z klasowej wycieczki. Trela z tych przebłysków wysnuwa opowieść o ważnym nie tylko dla niej roku 1969. Dla całej ludzkości był to bowiem rok, gdy pierwszy człowiek stanął na księżycu, dla Treli i jej rówieśników składał się on z małych być może kroczków, lecz z ich perspektywy ważnych, bo w większości pierwszych i w skutki brzemiennych. Wyobrażam sobie jak surrealistycznie mogą brzmieć opisy zajęć młodych ludzi spędzających dzieciństwo w Polsce Ludowej czytane przez młodzież w XXI wieku. Tak moi mili, wtedy naszym playstation był trzepak i kępa krzaków za blokiem czy murek śmietnika, a portalem społecznościowym ławka w parku, bądź klepisko za szkołą, gdzie odgrywaliśmy nasze mundiale i igrzyska. W telewizji, nierzadko czarno białej jeszcze, były tylko dwa programy, a zabawki robiło się samemu, często z inspiracji nieodżałowanego Adama Słodowego, który uczył jak z gumki recepturki, listewki i dwóch gwoździ stworzyć maszynę latającą lub karabin maszynowy. Był to oczywiście także czas pustek na sklepowych półkach, kolejek po byle papier toaletowy, politycznej indoktrynacji w szkole i znienawidzonych granatowych mundurków z białymi kołnierzykami. W „Obrazkach” Treli znajdziemy te wszystkie emocje, w tym także zaszytą w tytule tęsknotę za wielkim światem. Owa Nabraska wzięła się stąd, że właśnie stamtąd jeden z kolegów małej Graży dostał paczkę, a w niej błękitny przedmiot pożądania czyli klasyczne dżinsy. Z tej właśnie tęsknoty wzięło nazwę osiedle na którym mieszkała autorka. Nie inaczej było w moim przypadku. Osiedle o prozaicznej nazwie „Przyjaźń” (w domyśle polsko-radziecka) przechrzciliśmy na dumnie brzmiące Ohio, w kontrze do sąsiedniego, zwanego Manhattanem (przez kilka stojących na nim wieżowców). Podobnie też jak u Treli zdarzały się nam drobne utarczki, zwłaszcza, gdy chłopcy z Manhattanu odwiedzali w naszym mniemaniu nasze dziewczyny.  Szalenie miło było przypomnieć sobie to wszystko, znajdując potwierdzenia swoich doświadczeń w historiach opisanych w „Obrazkach”. Niesamowite, jak bardzo podobne były to doświadczenia, mimo iż pochodzimy z różnych części kraju. Oczywiście pojawiło się też kilka epizodów, które mnie zaskoczyły, które pamiętałem inaczej albo których zwyczajnie nie doświadczyłem. Na przykład mimo bliskości gospodarstw rolnych (tzw. PGR-ów – stąd dzieciaki stamtąd nazwane przez nas blokorzy pegeerowcami) nie miałem okazji zapolować na kurę za pomocą wędki (Trela dość dokładnie zdradza technikę takiego polowania), nie ekscytowałem się też aż tak bardzo jak autorka sokiem z saturatora. Pamiętam też…cóż, wiele jest tego, nawet więcej niż można by się spodziewać. Pozostaje mi podziękować Grażynie Treli za tych kilka obrazków, które stały się katalizatorem dla moich flashbacków z krainy, gdzie „po cukierka szło się do Gierka”.