czwartek, 18 września 2014

Powrót w rytmie rockabilly


Powrót
Izabela Sowa
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2014-08-28  



Dorotka, bohaterka ostatniej książki Izabeli Sowy, robi tatuaże. Pozornie zajęcie unikatowe, czy jak powiedziałyby znajome naszej bohaterki „niemainstreamowe, hipsterskie, zajefajne”. Tak naprawdę jednak to próba spełniania się w zajęciu, które się lubi, czuje, w którym jest się dobrym. Poprzez które można się wyrazić i komunikować. Pytanie tylko z kim i na jaki temat. Dorotka wróciła do kraju, do rodziny, znajomych. Kiedyś rzuciła studia, choć szło jej całkiem dobrze i wyjechała za granicę. Jak wielu z jej pokolenia, z potrzeby sprawdzenie siebie, w poszukiwaniu doświadczeń, inspiracji, z potrzeby zmiany otoczenia, ucieczki przed sobą w starych dekoracjach, które duszą, nudzą i za bardzo się narzucają. Po poniewierce przez kilka krajów, po przeczołganiu się przez nie zawsze przyjemne i niezbyt dobrze płatne zajęcia, wraca w końcu do rodzinnego miasta. Nie będzie to powrót triumfalny, obudzi raczej kilka skrywanych tajemnic w duchu nomen omen Powrotu Andrieja Zwiagincewa, którego kopia stoi na półce Dorotki obok Amelii i Purpurowej Róży z Kairu. 

Bohaterka Sowy, niedoszła absolwentka akademii sztuk pięknych zaczyna parać się tatuowaniem, umiejętnością, którą nabyła w Berlinie i której postanowiła się poświęcić. Sama posiada tylko jeden enigmatyczny, niewielki tatuaż na łopatce. Mało nachalny, jak sama właścicielka, unikająca rozgłosu, często szepcząca, można by rzec, wycofana. Nie do końca jednak, zważywszy na jej słabość do stylu rockabilly (kokardki, wisienki, czaszki, mocne pomadki i stroje à la pin-up). To pozorna sprzeczność, ponieważ styl w jakim się nosi wypływa z jej faktycznych upodobań estetycznych, ona tak lubi, tak czuje się dobrze. Nie kieruje się modą typu vintage, mało tego, otwarcie kpi z blogerek modowych i wystylizowanych korporacyjnych zombie komunikujących się bełkotliwą nowomową pełną anglizycmów i infantylnych zdrobnień. Książka Izabeli Sowy, mimo ciętych komentarzy jakimi raczy nas Dorotka w introspekcjach i celnych obserwacji z życia krakowskiej bohemy, kpiarska nie jest. Smutna raczej, pełna symptomów zniechęcenia papierowymi ludźmi toczącymi swoje ufryzowane i wylansowane jałowe życie w sztucznych dekoracjach. Niczym postaci z twarzami lalek z obrazów dawnych mistrzów, które pokazuje Dorotka jednemu ze swoich klientów. Klientów, który, jak się okaże, odegra niebagatelna rolę w jej życiu i to nie taką, jakiej czytelnik mógłby się początkowo spodziewać. To jedna z zalet Powrotu

Postaci są wielowymiarowe, złożone, choć nie nadmiernie przekombinowane, ot, z życia wzięte. No, może postać babci, kopcącej jak lokomotywa i mimo kilku babcinych słabostek i fobii, zadziwiająco zdystansowanej do siebie i świata jest deczko wyidealizowana. Cała reszta dowodzi, że autorka świetnie radzi sobie z podglądaniem otaczającej jej rzeczywistości. Rzeczywistości, która skrzeczy i uwiera praktycznie każdą z postaci. Najsilniej punktowana jest niedojrzałość będąca swoistym lejtmotywem całej powieści. Począwszy od imienia bohaterki, nigdy nie nazywanej Dorotą, a skończywszy na zachowaniach jej rodziców, zwłaszcza wycofanego ojca, niemal przerysowanego z historii o rodzinie Dulskich. Dorotka uczestniczy w niedojrzałych rodzinnych zapasach swoich bliskich, chcąc nie chcąc staje się elementem gierek i podchów, skrywanych tajemnic, które prędzej czy później wypadną z szafy i objawią swoje żenujące pyski. Uczestnicząc w tym chocholim tańcu przygląda się też swoim rówieśnikom, pokoleniu trzydziesto-parolatków, upupionym w infantylnej codzienności wyzierającej z lifestylowych blogów (gdyby autorką zamieszczonych na nich refleksji była kura Regina, można by przyjąć, że są interesujące, stwierdza Dorotka), z gębą spreparowaną na wzór i podobieństwo kosmitów-celebrytów z kolorowej prasy. Kapitalnie streszcza to fragment tekstu piosenki Coffinshakers, grupy z nurtu bliskiego sercu Dorotki rockabilly, który stanowi motto powieści: There is nothing left to do, it seems like everything is done, nothing more to achieve, I no longer know in what to beleive”. 

Nie można odmówić Sowie lekkości pióra, perypetie Dorotki toczą się zgrabnie i lekko, a lektura Powrotu może dać sporo frajdy zwłaszcza tym, którzy w literaturze popularnej szukają czegoś więcej niż głupawych przepisów na życie. Należy jednak nastawić się na nieco kwaskowate danie z wyraźną nutą goryczy.

 *****

Piękne podziękowania dla Wydawnictwa Znak, za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego powieści. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz